Przed Bitwą Oliwską
Tymczasem trwały działania wojenne w Prusach Królewskich. 17 kwietnia pod miasteczkiem Czarne, Koniecpolski odniósł zwycięstwo nad 2,5-tysięczną armią szwedzką idącą z Pomorza Zachodniego. 18 maja Gustaw Adolf wylądował z kolejną armią w Piławie. Polacy dysponowali jednak przewagą strategiczną: zachodni brzeg Wisły był oczyszczony ze szwedzkich sił. Na początku czerwca chcący zaatakować Gdańsk Gustaw Adolf usiłował forsować Wisłę pod Kiezmarkiem, lecz odniósł porażkę oraz został ranny. 12 lipca Polacy zajęli Gniew, a 14 lipca Kiezmark. W dniach 17-18 sierpnia 1627 roku doszło do bitwy pod Tczewem (Lubiszewem, Rokitkami), w której armia polska powstrzymała szwedzki marsz na Gdańsk, a Gustaw Adolf ponownie odniósł rany; w październiku szwedzki król odpłynął do Szwecji.
Wciąż trwała blokada morska portu gdańskiego. Jesienne sztormy spowodowały jednak zmniejszenie szwedzkiej eskadry do 6 okrętów, utrzymujących pozycję pod Helem. Dowodził nimi wiceadmirał Nils Stiernsköld, który miał utrzymywać blokadę do grudnia. Załogi szwedzkich okrętów były niedożywione, przemęczone i nękane szkorbutem i innymi chorobami. W połowie listopada Komisja Okrętowa zwróciła się do komendanta Pucka Jana Bąka Lanckorońskiego o przysłanie na okręty królewskie kilku kompanii piechoty. Trzy kompanie kapitanów Johanna Storcha, Thomasa du Plessis i Jacoba Murraya (jednocześnie kapitana „Króla Dawida”) dotarły na miejsce 22 listopada i zostały zaokrętowane na 10 okrętach. 23 listopada podjęto ostateczną decyzję o wyjściu floty w morze w celu stoczenia walki ze szwedzką eskadrą. W dniach 24-25 listopada komisarze królewscy dokonali przeglądu okrętów oraz mianowali dowódców: w miejsce chorego Wilhelma Appelmanna admirałem floty (czyli naczelnym dowódcą okrętów) został kapitan Arend Dickmann, dowódca „Świętego Jerzego”, natomiast dowódcą żołnierzy kapitan piechoty Johann Storch. Obaj otrzymali wystawioną przez Komisję szczegółową instrukcję bojową, składającą się z 20 rozwiniętych punktów. Instrukcja określała stanowiska poszczególnych oficerów, zasady odbywania rad wojennych oraz zasady zachowania się podczas bitwy: w razie zwycięstwa miano uniknąć nadmiernego pościgu i powrócić na redę; w razie złej pogody miano chronić się w portach cesarskich lub Kłajpedzie. Zakazywano atakowania portów neutralnych, a neutralne statki handlowe miały być doprowadzone do portu gdańskiego. Wiceadmirałem oraz starszym nad artylerią został kapitan Herman Witte, dowódca „Wodnika”. Kontradmirałem, (zwanym wtedy na modłę holenderską „Schout bij nacht”, czyli „Strażnikiem nocnym”) w wyniku rady wojennej przeprowadzonej na okręcie admiralskim przed bitwą został Jacob Murray. Ciekawą kwestią jest swoista degradacja Murraya, kapitana największego okrętu we flocie, głównego organizatora jej budowy i dowódcy eskadry, która zdążyła już stawić czoła Szwedom na morzu.
26 listopada flota otrzymała rozkaz wyjścia w morze. Pierwsze port opuściły okręty „Panna Wodna” i „Złoty Lew”, lecz idący za nimi „Święty Jerzy” osiadł na mieliźnie z powodu zbyt dużego zanurzenia. Cały dzień trwało odciążanie jednostki i odholowywanie jej za pomocą łodzi i szkut. Dopiero 27 listopada wieczorem cała flota wyszła w morze i zakotwiczyła blisko wejścia do portu, gdzie czekała przez całą noc.
Bitwa pod Oliwą, 28.11.1627
Polska flota królewska Zygmunta III Wazy składała się z 10 okrętów: 4 galeonów – admiralskiego „Świętego Jerzego”, wiceadmiralskiego „Wodnika”, kontradmiralskiego „Króla Dawida” oraz „Latającego Jelenia”; 3 pinek – „Arka Noego”, „Panna Wodna” i „Żółty Lew” i 3 jednostek zarekwirowanych na rok przed bitwą od kupców holenderskich: „Biały Lew”, „Czarny Kruk” i tzw. „Płomień”. Na pokładach okrętów znajdowało się łącznie ok. 1160 ludzi, w tym 770 żołnierzy piechoty. Naprzeciw jej stanęła szwedzka eskadra blokująca port gdański w sile 5 galeonów: admiralski „Tigern” (160 łasztów, 22 działa), wiceadmiralski „Pelikanen” (100 łasztów, 20 dział), „Solen” (150 łasztów, 38 dział), „Manen” (150 łasztów, 26 dział) i „Enhorningen” (120 łasztów, 18 dział) oraz pinasa „Papegojan” (90 łasztów, 16 dział) z łącznie około 700 ludźmi na pokładach. Szwedzkie okręty miały utrzymywać blokadę do 1 grudnia; 28 listopada rano admirał Nils Striensköld postanowił przeprowadzić ostatni rejs pod mury Latarni przed długo wyczekiwanym powrotem do domu. Szwedzka eskadra ruszyła więc spod Helu w stronę Gdańska, przedzierając się halsówką pod wiatr, nieświadoma obecności floty polskiej stojącej w gotowości bojowej przy brzegu. Flota polska miała więc przewagę nie tylko liczebną, lecz także jakościową (większa ilość dział na okrętach, świeże i liczniejsze załogi) oraz zajmowała pozycję nawietrzną względem nieprzyjaciela (jedno z ważniejszych zagadnień taktycznych bitew epoki żagla), co zapewniało jej swobodę manewru.
Wczesnym rankiem załogi polskich okrętów zmówiły modlitwy, a admirał zaintonował hymn „Ich dank Dir, lieber Herr”. Gdy dostrzeżono idące w rozciągniętej linii okręty szwedzkie kierujące się w stronę cypla orłowskiego, admirał wydał rozkaz do podniesienia kotwic i stawiania żagli. Wypalono z działa na sygnał do rozpoczęcia boju i flota polska ruszyła na nieprzyjaciela, w marszu formując dwie eskadry ustanowione mocą instrukcji bojowej. W pierwszej szedł „Święty Jerzy” z „Latającym Jeleniem”, „Panną Wodną” i trzymającymi się z tyłu „Czarnym Krukiem” i „Żółtym Lwem”. Drugą stanowił natomiast „Wodnik” z „Płomieniem”, „Arką Noego”, „Białym Lwem” i „Królem Dawidem”, który to miał jednak, według najnowszych ustaleń, odwrócić się rufą od reszty floty i popłynąć w stronę Mierzei Wiślanej.
Według zastosowanej wówczas tzw. „taktyki roju”, bitwa morska polegać miała na pojedynkach odpowiadających sobie rangą i rozmiarami okrętów. Większe jednostki flagowe z reguły wspierane były przez okręty mniejsze. Flota nie utrzymywała jednorodnego szyku: okręty każdej eskadry miały skupiać się wokół okrętu dowodzącego. Mimo zmian zachodzących w wojnach morskich na przełomie XVI i XVII stulecia, które wraz z upowszechnieniem się artylerii na okrętach faworyzowały pojedynki artyleryjskie nad bezpośrednim abordażem, w bitwie oliwskiej decydująca była właśnie walka wręcz na pokładach okrętów, a ostrzał z dział miał pełnić funkcję głównie psychologiczną, zmniejszając wolę walki przeciwnika i jego liczebność. Zatopienie wrogiego okrętu ogniem ówcześnie stosowanych dział było bardzo trudną sztuką, ze względu na ich wagomiar oraz niewielki skuteczny zasięg.
W myśl tych założeń, eskadra dowodzona przez „Świętego Jerzego” ruszyła na prowadzący szwedzką linię admiralski „Tigern”. Po wymianie serii wystrzałów z dział, które zabiły kilku ludzi na obu okrętach i spowodowały przeciek na „Świętym Jerzym”, dysponujący przewagą nawietrzności polski okręt flagowy wykonał zwrot i przybił do prawej burty „Tigerna”. Podczas poprzedzającej bezpośredni abordaż salwie z działek relingowych i muszkietów szwedzki admirał otrzymał postrzał w szyję, a następna kula oderwała mu ramię. Admirał zdołał dotrzeć do swej kajuty, gdzie konał przez resztę bitwy. Szwedzi stawiali zaciekły opór żołnierzom i marynarzom ze „Świętego Jerzego”, lecz szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na polską stronę. Pomógł w tym ostrzał ze strony „Panny Wodnej”, która podeszła od strony ruf sczepionych w walce okrętów. Mimo polskiej przewagi Szwedzi wciąż nie chcieli się poddać, a od kuli muszkietowej zginął kapitan polskiej piechoty Johann Storch. W pewnym momencie do lewej burty „Tigerna” podpłynął „Latający Jeleń” i ostrzelał okręt, na którego pokładzie znajdowali się polscy żołnierze. Następnie, rezygnując z prób przybicia do burty „Tigerna” „Latający Jeleń” wpadł na stojącą za okrętami admiralskimi „Pannę Wodną” i szczepił się z nią bukszprytami. Oba polskie okręty pozostały w tym położeniu aż do końca bitwy, niezdolne do podjęcia pościug za uciekającymi Szwedami.
Do walczących okrętów zbliżały się kolejne jednostki szwedzkie: wiceadmiralski „Pelikanen” z prawdopodobnie małą pinasą „Papegojan”. Szły na odsiecz „Tigernowi”, pragnąc opłynąć go i podejść do wolnej burty „Świętego Jerzego”. W tym momencie do walki wkroczyć miał pozostający do tej pory na uboczu „Król Dawid”. Według najnowszych ustaleń Mariana Huflejta, kompania żołnierzy dowodzona przez Jacoba Murraya przystąpiła do bitwy całkowicie nieprzygotowana: żołnierze nie mieli kul muszkietowych. Był to prawdziwy cios dla reputacji kontradmirała, który załamany miał przekazać dowodzenie swojemu szyprowi. Widząc jednak nacierającego „Pelikanena”, załoga „Króla Dawida” zaatakował nieprzyjaciela. W pojedynku artyleryjskim zwyciężył jednak mniejszy szwedzki okręt, którego artylerzyści musieli wykazać się niebywałą skutecznością, poważnie uszkadzając takielunek największego okrętu polskiej floty. „Pelikanen” ruszył dalej na „Świętego Jerzego”, lecz jego załoga w porę zdołała ostrzelać go ze swoich dział. Straciwszy fokmarsel szwedzki wiceadmirał zrezygnował z dalszej walki i wywiesił białą flagę na znak poddania się. W tym samym czasie na pokładzie „Tigerna” polscy żołnierze kończyli walkę i brali jeńców. Admirał Dickmann znajdował się na rufie szwedzkiego okrętu. „Pelikanen” dostrzegłszy okazję, postawił żagle, opłynął wciąż sczepione ze sobą cztery okręty i uszedł na pełne morze. Przepływając obok rufy „Tigerna”, szwedzcy artylerzyści oddali strzał z działa rufowego. Kula trafiła prosto w admirała Dickmanna, miażdżąc mu oba kolana i zabijając na miejscu.
Równocześnie do pojedynku „Tigerna” ze „Świętym Jerzym” trwała walka toczona przez drugą polską eskadrę w „Wodnikiem” na czele. Dowodzący nim kapitan Hermann Witte obrał za swój cel idący jako czwarty w szwedzkiej linii galeon „Solen”, z uwagi na rozmiary omyłkowo biorąc go za okręt wiceadmiralski. Odległości między szwedzkimi okrętami spowodowały, iż do tego starcia doszło już po tym, jak polscy żołnierze zajęli „Tigerna”. „Wodnik” zbliżył się do „Solena” i ostrzelawszy go z dział burtowych przystąpił do abordażu. Tym razem Szwedzi dysponowali przewagą: burty „Solena” były wyższe, a jego załoga liczniejsza. Wiceadmirał Witte wydał zatem rozkaz „Królowi Dawidowi” – już po jego starciu artyleryjskim z „Pelikanem” – zaatakowania „Solena” od drugiej burty. Jednak przez uszkodzenia takielunku oraz kuriozalny brak kontroli nad sterem zaplanowany manewr „Króla Dawida” nie powiódł się. Pozbawiony zdecydowanego dowódcy okręt próbował jeszcze przybić od strony dziobów „Solena” i „Wodnika”, lecz i to się nie powiodło. Załoga kontradmiralskiego okrętu oddała jedynie kilka wystrzałów z dział okrętowych, te jednak trafiły w „Wodnika”, zabijając jednego z marynarzy.
Na atak od wolnej burty „Solena” zdecydował się kapitan „Białego Lwa”, jednak nie zdążył dopłynąć na czas. Walka na „Solenie” była krwawa i zaciekła, lecz szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na stronę polską. Bosman „Wodnika” zdarł szwedzką banderę z topu grotmasztu. Zbliżającą się klęskę dostrzegł szyper szwedzki. Z zapalonym wieńcem smolnym w ręku pobiegł do komory prochowej na dziobie okrętu i wysadził go w powietrze. Tuż przed wybuchem na pokład „Wodnika” przeskoczyło 32 Szwedów. W eksplozji zginęło 22 polskich żołnierzy znajdujących się na pokładzie „Solena”, a tyko 46 Szwedów uratowało się. Ogień strawił żagle i banderę na fokmaszcie „Wodnika”. Pozostałe ocalałe okręty szwedzkie – z których tylko „Pelikanen” wziął udział w walce – wykonały zwrot i stawiając wszystkie żagle odeszły na pełne morze, uciekając w kierunku Piławy. W pogoń rzuciło się 6 polskich okrętów, lecz szybko wróciły one na redę. Być może Szwedzi zdołali uciec dzięki bardziej rozbudowanemu ożaglowaniu swoich okrętów. Okręty polskie powróciły do portu, z wyjątkiem uszkodzonego „Świętego Jerzego” oraz zdobycznego „Tigerna”, które przez noc pozostały na redzie.
Pogrzeby, procesy i klęska
Tuż po bitwie Komisja Okrętowa zajęła się sprawami porządkowymi: oceną uszkodzeń okrętów, przeglądem załóg, chowaniem zmarłych (po stronie polskiej było ich około 25) i opieką nad rannymi oraz sporządzeniem raportu dla króla. Dnia 4 grudnia odbył się także uroczysty pogrzeb admirała Arenda Dickmana w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. W orszaku pogrzebowym szli komisarze, radcy gdańscy, żołnierze z kompanii Storcha, załogi okrętowe, a także tłumy gdańszczan. Trumny z ciałami Johanna Storcha i Nilsa Strienskölda zostały złożone w kościelnej kaplicy. Tego samego dnia pod dowództwem Hermana Witte wyszła w morze eskadra w składzie „Latający Jeleń”, „Arka Noego”, „Panna Wodna” i „Złoty Lew” mająca przeprowadzić zwiad. Co ciekawe, nad okrętami które nie wyszły w rejs patrolowy dowództwo objął szyper „Króla Dawida”, Joachim Böse, który prawdopodobnie faktycznie dowodził tym okrętem podczas bitwy. Jest to ważna przesłanka świadcząca o zachowaniu się Jacoba Murraya. Wytoczył on zresztą kwatermistrzowi swojego okrętu Hansowi Bartschen proces o zniesławienie. 10 i 13 grudnia powróciły do portu okręty eskadry zwiadowczej rozproszonej przez sztorm, lecz bez „Latającego Jelenia” – dopiero po dwóch miesiącach okazało się, ze okręt z niemal całą załogą i admirałem Wittem zatonął podczas starcia ze szwedzkimi okrętami pod Olandią. W połowie grudnia Komisja Królewska na rozkaz Zygmunta rozpoczęła dochodzenie w sprawie zaniechanego po bitwie pościgu; nie wiadomo jednak, jaki był jego wynik. Odbyły się także rozprawy w procesie o zniesławienie Jacoba Murraya: Hans Bartschen został osadzony w areszcie. Przed Komisją rozpatrywano także sprawę buntu na okręcie „Czarny Kruk” podczas bitwy: marynarze mieli odmówić wykonania rozkazu zaatakowania Szwedów, a tuż po bitwie dobrali się do zapasów żywności.
Na przełomie 1627 i 1628 r. Komisja okrętowa zmagała się z poważnymi problemami finansowymi; raz po raz słano do króla pisma w sprawie odpowiedniego finansowania działań floty. Z powodu braku żywności oraz żołdu wśród marynarzy wybuchały bunty, a część z nich dopuszczała się występków w mieście i uciekała z floty, kryjąc się na statkach kupieckich. Zimą trwały także negocjacje ze Szwedami dotyczące wydania ciała admirała Strienskölda oraz wymiany jeńców. Od wiosny polskie okręty znów podjęły rejsy patrolowe po Bałtyku. Pierwszy patrol został wysłany w morze 15 kwietnia. Pod datą 17 kwietnia w zapisach Diariusza Królewskiej Komisji Okrętowej znajduje się ciekawa informacja dotycząca nurków mających podejmować próby wydobycia z dział z wraka „Solena”. Jak dobrze wiemy, okazały się one nieudane: podczas badań archeologicznych prowadzonych na wraku w latach 70-tych XX wieku wydobyto komplet dział. Już 23 kwietnia duża szwedzka flota 12 okrętów wznowiła blokadę portu gdańskiego, a czterem polskim okrętom powracającym z patrolu udało się przełamać blokadę i wrócić do bazy. Dnia 2 maja komisarze przygotowali flotę do wyjścia w morze w celu stoczenia kolejnej bitwy, do której jednak nie doszło. Admirałem floty został kapitan „Króla Dawida” Georg Fentross – dowodzi to prawdopodobnie usunięcia (lub dobrowolnego odejścia) Jacoba Murraya z floty. Na początku maja miał też miejsce gwałtowny spór między komisarzami królewskimi a radą miasta Gdańska dotyczący zakresu sprawowanej władzy. 8 maja komendant należącej do Gdańska Twierdzy Wisłoujście Peter Gottberg nie dopuścił do komisarzy królewskich szwedzkiego posła, roszcząc sobie wyłączne prawo do kontrolowania żeglugi na Wiśle; w dwa dni później skarżył się natomiast, iż do posła wypłynęła łódź z okrętu królewskiego. Przewodniczący Komisji Gabriel Posse uznał to za w najwyższym stopniu uwłaczające, gdyż reprezentował w końcu majestat królewski. Pod koniec maja komisarze pisali do króla o dużych trudnościach związanych z wyjściem floty w morze związanych z niskim poziomem wody w Wiśle i silną szwedzką eskadrą patrolującą gdańską redę. Łodzie królewskie miały jednak dwukrotnie stoczyć pomyślne potyczki z nieprzyjacielem na morzu.
Katastrofa dla floty polskiej przyszła w nocy 6 lipca 1628 roku. Szwedzi poważnie potraktowali zagrożenie, jakie stanowiła dla nich flota polska, postanowili więc zniszczyć ją z zaskoczenia. Doborowy oddział piechoty szwedzkiej pod osobistym dowództwem Gustawa Adolfa (regiment piechoty, 8 kompanii jazdy, 8 dział skórzanych, 2 półkartauny) zaatakował okręty polskie stojące na Wiśle w okolicy Mlecznej Karczmy, między Gdańskiem a Wisłoujściem. Większość floty uszła za Polski Hak, lecz w wyniku ataku eksplodowała trafiona w komorę prochową pinka „Złoty Lew”, a galeon „Św. Jerzy” został podpalony i zatopiony mimo bohaterskiej obrony. Uszkodzenia odniosły także okręty „Król Dawid” oraz „Feniks”, a w bitwie poległ m.in. admirał floty, Georg Fentross. Oddziały gdańskie nie udzieliły wsparcia królewskiej flocie. Utrata jednego z dwóch największych okrętów była niewątpliwie dotkliwą stratą dla floty. Gorsze miało jednak dopiero nadejść.
Wismar 1632. Koniec wojny o ujście Wisły
Związany sojuszem z Habsburgami (hiszpańskimi i austriackimi) Zygmunt wspólnie z cesarzem snuł plany o wspólnej polsko-cesarskiej flocie na Bałtyku, która miałaby stanowić zagrożenie dla floty szwedzkiej. Istniały również plany przybycia na Bałtyk silnej floty hiszpańskiej. Wierny sojusznikom Zygmunt we wrześniu 1628 r. podjął decyzję o oddaniu z takim trudem zbudowanej polskiej floty pod komendę cesarskiego generała Albrechta von Wallensteina. W styczniu 1629 r. 8 polskich okrętów wyszło z Gdańska, a 7 z nich – „Król Dawid”, „Tygrys”, „Wodnik”, „Arka Noego”, „Delfin”, „Panna Wodna” i „Biały Pies” dotarło do portu przeznaczenia i trafiło pod bezpośrednie dowództwo hrabiego Mansfelda. Przez pierwsze miesiące okręty toczyły walki z flotą duńską blokującą port, lecz po wycofaniu się Danii z wojny trzydziestoletniej jej miejsce zajęły siły szwedzkie. Po podpisaniu rozejmu w Starym Targu kończącego wojnę o ujście Wisły (26 września 1629) Zygmunt zabiegał o zwrot okrętów, lecz bezskutecznie. Pozostawały one pod cesarskim dowództwem, z rzadka wychodząc z portu. W 1630 r. Szwedzi przypuścili inwazję na Niemcy, włączając się do wojny trzydziestoletniej. Polskie okręty próbowały prowadzić działania przeciwko szwedzkiej żegludze, lecz zakończyły się one niepowodzeniem, a „Król Dawid” trafił do lubeckiego portu, gdzie został internowany. Do 1632 r. pozostałe okręty stały w porcie w Wismarze, a ich stan wciąż się pogarszał. W styczniu 1632 r. szwedzka armia zdobyła miasto, a wszystkie okręty stojące w porcie zostały wcielone do szwedzkiej floty.
W 1628 roku dalej trwały działania wojenne w Prusach Królewskich. Hetman Stanisław Koniecpolski prowadził działania zaczepne przeciwko siłom szwedzkim, zadając im duże straty. W 1629 roku siły polskie wsparły 5-tysięczne oddziały cesarskie. 27 czerwca doszło do bitwy pod Trzcianą, w której Koniecpolski zaatakował maszerującą szwedzką armię, rozbijając jej straż tylną oraz jazdę. Gustaw Adolf ponownie znalazł się w niebezpieczeństwie, jednak uszedł z życiem. Po bitwie siły szwedzkie zamknęły się w miastach (Malbork, Sztum itd.) i twierdzach. Przystąpiono do rokowań pokojowych, w których mediacje prowadziły Holandia i Francja, żywo zainteresowane wznowieniem handlu na Bałtyku i przeniesieniem działań wojennych do Niemiec. Także polska szlachta pragnęła jak najszybciej zakończyć wojnę. 26 września 1629 r. podpisano 6-letni rozejm w Starym Targu (Altmarku), którego warunki były dla Rzeczpospolitej upokarzające: Gustaw Adolf zatrzymał zdobycze w Inflantach oraz Kłajpedę, Piławę, Tolkmicko, Braniewo, Elbląg oraz prawo do dochodów z cła morskiego.
Dalsze rokowania doprowadziły do zawarcia 26-letniego rozejmu w Sztumskiej Wsi, podpisanego 12 września 1635 roku, już za panowania Władysława IV i regencji Axela Oxenstierny. Szwedzi zwracali Polsce okupowaną część Prus i przywrócono handel polsko-szwedzki. Aż do rozpoczęcia „potopu szwedzkiego” (1655) w Prusach Królewskich miał panować pokój.
autor: Paweł Litwinienko
Literatura
Fenrych, W. (red.) „Akta i Diariusz Królewskiej Komisji Okrętowej Zygmunta III z lat 1627-1628”, Gdańsk-Gdynia 2001.
Huflejt, M. „Bitwa pod Oliwą 1627. Fakty i mity”, Olsztyn 2019
Koczorowski, E. „Oliwa 1627”, wyd. IV, Warszawa 2001
Kosiarz, E. „Wojny na Bałtyku X-XIX w.”, Gdańsk 1978
Lindqivist, H. „Wazowie. Historia burzliwa i brutalna”, Warszawa 2018
Szwedzki Sztab Generalny, „Szwedzkie wojny 1611-1632, tom II. Wojny z Polską”, Oświęcim 2016
Wijaczka, J., Prusy Królewskie. Dzieje polityczne do 1660 r. w E. Kizik (red.) „Prusy Królewskie. Społeczeństwo, kultura, gospodarka 1454-1772”, Gdańsk 2012